piątek, 24 października 2014

Lose Your Mind część 1

Opis: Miasto w którym mieszka Harry Styles jest zawsze pod znakiem zapytania. Niewyjaśnione morderstwa, zaginięcia, szpital psychiatryczny, seryjni mordercy. Mieszkańcy żyją w ciągłym strachu przed schizofrenicznym opętaniem. Harry doznaje dziwnych snów, dziwnych myśli, dziwnych ataków paniki.

Uwaga: Nie lubię mieszać ale tu przez jeden moment pojawia się Narry (Harry+Niall). Dodatkowo chcę zaznaczyć, że ''Lose Your Mind'' jest zaplanowany na więcej części.

Miłego czytania!


*Harry*
Od niedawna w gazecie czy w jakichkolwiek mediach podaje się, że znów ludzie znikają w niewyjaśnionych okolicznościach. Bałem się o siebie, o swoją rodzinę oraz o moich przyjaciół. Właśnie szedłem z Niall'em Horan'em. Był piątek, niedługo powinniśmy zakończyć lekcje... na szczęście. Nagle poczułem wibracje w telefonie. Chwyciłem komórkę i odczytałem sms'a. W jednej chwili czułem jakby moje serce się zatrzymało.
-Co się stało?-Spytał Niall podchodząc do mnie i próbując zajrzeć mi w ekran. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na Irlandczyka.
-To od mojej mamy...o...okazało się...chyba porwali mojego ojca...jechał do pracy i ktoś znalazł jego samochód przy drodze...pusty. - ledwo co mogłem oddychać. Czułem jakby moje płuca zalewały się wodą. Drżąca ręką schowałem telefon do kieszeni jeansów. Nie mogłem wziąć oddechu. Zacząłem się dusić.
-Harry...spokojnie....policja go znajdzie. - mówił lekko zdenerwowany blondyn. Słyszałem go jakby spod wody. Dookoła ludzie rozmawiali i śmiali się.
-Harry? Co się dzieje?- spytał zdenerwowany Niall. Zdołałem jedynie wykrztusić
-Chyba mam atak paniki. - i skręciłem w prawo biegnąc do łazienki. Upadłem na kolana w i starałem się oddychać. Niall ukucnął obok mnie i złapał za ramiona, mocno mną potrząsając.
-Styles weź się w garść. Myśl o czymś przyjemnym. -wydawało się, że Nialler krzyczy. Chyba jedynie w mojej głowie jego głos był tak przerażający.
-O czym mam myśleć?-Spytałem. Ledwo łapałem oddech. Prawie krztusiłem się z braku powietrza.
-Spokojne rzeczy...przyjaciele...Louis...- spojrzałem na niego z mordem w oczach. Na wzmiankę o naszym przyjacielu Louisie Tomllinsonie aż serce skręcało mi się z bólu.
-Okej...o Lou nie. Dobra Hazz spróbuj spowolnić oddech! - krzyknął blondyn, wpadając na ''genialny'' pomysł. Zacisnąłem dłonie materiale swojej koszulki. To tak bardzo bolało. Czułem jakby moje płuca były rozrywane.
-Nie mogę, nie mogę Niall! - krzyczałem. Do moich oczu napłynęły łzy. Nie chce się udusić. Irlandczyk chwycił moją twarz w dłonie i coś mówił, ale ja go już prawie nie słyszałem. Nagle jego wargi dotknęły moich. To było coś innego niż dotychczas. Oczywiście kiedyś całowałem już Nialla, ale był to zwykły, głupi żart. Jego wargi były ciepłe, miękkie. Był to zwykły pocałunek, trwający zaledwie chwilę. Odsunął się na parę centymetrów ode mnie. Wziąłem głęboki oddech. Uśmiechnąłem się do niego, a mój głos lekko drżał.
-Dlaczego to zrobiłeś? - dopiero po chwili zdałem sobie sprawę jak bardzo mam zachrypnięty głos. Horan uśmiechnął się i powiedział spokojnie.
-Ja...kiedyś czytałem...że kiedy wstrzymasz oddech powstrzyma to atak paniki...więc kiedy cię pocałowałem, wstrzymałeś oddech...przepraszam Harry - wydawał się naprawdę poruszony tym, co zrobił. Parę łez wypłynęło spod moich powiek. To tak jakbym płakał ze szczęścia, ale i z poprzedniego strachu o swoje życie.
-Dzięki...to było świetne...jednak jesteś inteligentny - poklepałem go po ramieniu a, ten przyjacielsko mnie przytulił.
-Chodź Harry...poszukamy reszty, a po lekcjach odprowadzimy cię do domu. Okej? - spytał chłopak, wstając i wyciągając do mnie rękę. Uśmiechnąłem się i uścisnąłem jego dłoń wstając. Mój telefon zaczął ponownie wibrować. Wyciągnąłem go z kieszeni wychodząc z łazienki. Niall wyrwał mi smartfona z dłoni i odebrał połączenie.
-Hallo? Tak...już daję... - jego głos zadrżał. Przełknąłem cicho ślinę czując, jak wielka gula rosła mi w gardle. Niall wręczył mi komórkę i rzucił ciche ''To policja''.
-Ha...hallo? - skierowałem się w stronę wyjścia ze szkoły, chcąc zmniejszyć hałas, żeby móc coś słyszeć.
-Harry. Nazywam się Daniel Snow. Jestem zastępcą szeryfa. Chciałbym, żebyś zjawił się na komendzie. Mamy parę pytań wobec twojego zaginionego ojca. Czy to nie problem? - głos mężczyzny był dość basowy. Wydawał się groźny jednak stanowczy.
-Ta...tak zjawię się dziś...mógłbym nawet teraz - miałem gdzieś ostatnie dwie lekcje. Ojciec jest dla mnie ważniejszy. Policjant zgodził się na to i rozłączył. Niall chciał iść ze mną, ale mu nie pozwoliłem. Zadzwoniłem jeszcze do mamy, żeby po mnie przyjechała. Razem mieliśmy pojechać na komendę. Czekałem przed szkołą, czując delikatny wiatr na skórze. Kiedy moja rodzicielka w końcu podjechała pod szkołę poczułem szybsze bicie serca. Stresowałem się, wręcz bałem. ''Przecież policja chce zadać ci tylko kilka pytań'' Uspokajałem się w myślach. Podróż spod szkoły na komisariat wydawała mi się bardzo długa. Niczym parogodzinna jazda. Wysiadłem z auta czując, że moje nogi uginały się pod ciężarem mojego ciała. Mama złapała mnie za rękę i weszliśmy przez duże, szklane drzwi do budynku policji. Wnętrze było bardzo ładne. Elementy drewniane i marmurowe... coś pięknego. W progu jednej z sal stał wysoki policjant. Miał srebrną odznakę, a pod spodem na małej plakietce widniał napis ''DANIEL SNOW''.
-Witam państwa Stylesów. Proszę za mną - przywitał się z delikatnym uśmiechem i zaprowadził nas przed jakieś drzwi - Harry, chciałbym żebyś ty wszedł pierwszy. Przesłucham cię w obecności psychologa, nic się nie bój, będzie dobrze okej?-Spytał otwierając drzwi do sali gdzie znajdowały się jakieś krzesła. Kiwnąłem głową, przytuliłem mamę i biorąc ostatni wdech wszedłem do sali. Na jednym krześle siedziała jakaś starsza kobieta. Obwieszona różnymi wisiorkami i talizmanami. Za pewne pani psycholog była Indianką co było u nas dość często widywane.
-Usiądź Harry, zadamy ci parę pytań-Powiedział Daniel wskazując mi siedzenie. Usiadłem na dość wygodnym krześle i rozejrzałem się po sali. Panował w niej pół mrok, żaluzje na oknach były zaciągnięte. Panowała nie zbyt miła atmosfera.
-Wiesz może czy twój ojciec miał z kimś kłopoty?-Spytał policjant. Pokręciłem przecząco głową. Snow znów zadał pytanie-Może ktoś mu groził kiedyś?
-Nie...tata był lubiany w pracy i przez sąsiadów-Wyjaśniłem czując się trochę nieswojo. Ostatnio miałem takie ''przesłuchanie'' u dyrektora kiedy to podobno zbiłem gablotę z pucharami szkolnymi.
-No dobrze...spróbuj sobie przypomnieć czy ktoś nie kręcił się koło waszego domu? Nie słyszałeś częstych telefonów? Na pewno nikt nie wydawał się podejrzany?-Daniel nie był jednak przyjaźnie nastawiony. Teraz był dość oschły, nie lubiłem tego typu głosu czy zachowania. Poczułem, że do moich oczu napływają łzy. Schowałem twarz w dłoniach i wyjęczałem.
-Na prawdę nie pamiętam nic!-Mój głos potoczył się po sali i wrócił do moich uszu. Zakrztusiłem się łzami. Usłyszałem ciche odchrząknięcie, spojrzałem na panią psycholog, która uśmiechała się delikatnie w moim kierunku. Podała mi chusteczkę. Wydmuchałem nos i wytarłem oczy.
-Daniel nie naciskaj na chłopca, jest przestraszony do tego nie wiadomo co z jego ojcem. Harry może mieć zablokowany umysł przez to straszne wydarzenie z jego tatą-Głos Indianki był delikatny, opiekuńczy pełen spokoju. Cieszyłem się, że tu jest.
-A więc co proponujesz?-Spytał zastępca szeryfa przeczesując swoje ciemne, delikatnie kręcone włosy.
-Hipnoza pozwala ludziom dotrzeć do ich najgłębiej skrywanych myśli-Wyjaśniła z uśmiechem. Przeszukała skórzaną torbę w bordowym kolorze i wyjęła telefon-Mój kolega James zajmuje się właśnie tą dziedziną, mogę do niego zadzwonić.
-Pójdę po papiery uprawniające nas do wykonania tego na Harrym...jego mama musi się jeszcze zgodzić-Popatrzył na mnie a z jego oczu nie potrafiłem nic wyczytać. Mimika twarzy też nic nie zwracała. Wydawał się być tym wszystkim znudzony. Kiwnąłem głową nie bardzo wiedząc co mam zrobić. Oboje wyszli a po paru minutach do sali weszła moja rodzicielka. Przytuliła mnie, miała zapuchnięte oczy. Płakała, to było oczywiste, też miałem ochotę dać puścić emocjom.
-Pani Martin...psycholog...zadzwoniła do hipnotyzera, on pomoże ci przypomnieć sobie niektóre rzeczy, o których nawet ja mogłam nie wiedzieć-Głos jej drżał niczym struny gitary. Usta posiniały, dolna warga trzęsła się lekko. Przytuliłem ją mocniej.
-Mamo wszystko będzie dobrze-Powiedziałem prawie szeptem a głos mi się załamał. Sam nie wiedziałem co mówię, to chyba odruch, żeby pocieszać ludzi. Nagle do pomieszczenia weszła pani psycholog.
-Harry profesor Brad będzie za 20 minut. Chciałabym, żeby twoja mama wyszła i poczekała na zewnątrz jeśli to nie problem-Zakomunikowała opuszczając pokój. Mama pocałowała mnie w czoło, uśmiechnęła się delikatnie i wyszła. Zostałem sam, czułem w sumie ulgę. Chciało mi się płakać i nawet nie zauważyłem kiedy łzy same spływały mi po policzkach. Usłyszałem pukanie do drzwi a po chwili do sali wszedł mężczyzna. Ubrany w czarne spodnie i granatowy golf. Z zakolami blond włosów z mocnymi rysami twarzy  i bystrymi zielonymi oczami.
-Witaj Harry nazywam się James Brad i moim zadaniem jest pomóc ci w przypomnieniu sobie ważnych dla nas kwestii-Jego głos był senny, taki spokojny i czuły. Kiwnąłem głową a ten położył jakąś walizkę na jednym z krzeseł. Wyciągnął z niej świecę, kadzidła, notes, zegar oraz długopis.
-Dobrze teraz porozstawiam zapalone kadzidła. Wbrew pozorom to ważny aspekt każdego transu. Następnie spróbuję wprowadzić się właśnie w stan transu, chcę dotrzeć do twojej podświadomości. Obiecuję chłopcze, że wszystko będzie dobrze-Uśmiechnął się na koniec i wstał zapalając kadzidła i stawiał je na podłodze w małych flakonikach. Do moich nozdrzy dobiegł kwiatowy zapach. Róże, lilie, orchideę, dość ładne zapachy. Mężczyzna usiadł naprzeciw mnie i kazał wygodnie oprzeć się na krześle. Zrobiłem co kazał. Wyjął z walizki złoty zegar. Zawieszony na tego samego koloru grubym łańcuchu.
-Czy to na prawdę działa?-Spytałem wskazując na przedmiot. James wyjaśnił, że zegar jest po to, żeby się skupić, jest punktem naszego położenia myśli.
-Dobrze Harry skup się na moim głosie-Zaczął mówić tak jak widywało się to w filmach a jego głos był jeszcze bardziej senny, jeśli to w ogóle było możliwe. Przymknąłem oczy wsłuchując się w jego słowa. To było jakbym latał, przemierzałem kolejne półki z książkami. Nie widziałem ich tytułów. Z pewnością nawet nigdy ich nie czytałem. Wydawało mi się, że upadłem, obudziłem się w wielkiej sali. Była cała biała, przy ścianach stały regały z książkami. Pod nogami nagle wyrósł mi puchaty, czerwony dywan. Doszło więcej regałów, więcej książek. Byłem w bibliotece mojego taty. Zacząłem biec przez korytarz krzycząc jego imię. Nawoływałem go, chodź nie dawało to żadnego efektu. Nagle zmęczyłem się biegiem. Zatrzymałem opierając się o jedną półkę, zwolniłem oddech. Byłem chyba zdesperowany, ojca nigdzie nie było. Nagle coś błysnęło z mojej prawej strony. Odkręciłem głowę w tamtym kierunku i zobaczyłem lustro. Podszedłem do gładkiej tafli i przejechałem po niej dłonią. Zdziwiło mnie, że nie ma w lustrze mojego odbicia. Nagle mogłoby się wydawać, że ''drugi'' ja przyszedłem do szkła.
-Witaj Harry...a może powinienem powiedzieć witaj Ja-Usłyszałem swój głos z lustra. Staliśmy naprzeciw siebie, tacy sami, trochę zdenerwowani swoją obecnością. Hazza z tafli szkła nie wydawał mi się straszny, nie bałem się w końcu był mną. Była tylko jedna różnica, ten Styles miał całe czarne oczy. Zero źrenic, zero tęczówki, zero białek, tylko krucza czerń. Uśmiechał się delikatnie, był to dość arogancji pół uśmiech.
-Co to za miejsce?-Spytałem wręcz sam siebie lub może mojego sobowtóra. Roześmiał się patrząc mi w oczy.
-Jesteś w swojej głowie a dokładnie w bibliotece swojego ojca, sprawdź piwnicę Harry-Polecił i po chwili wręcz rozpłynął się w lustrze. Przełknąłem ślinę czując pot na czole, karku i dłoniach. Nie myśląc wiele pobiegłem w wskazaną stronę. Otworzyłem drzwi do piwnicy i chciałem zapalić światło, niestety nie działało. Wyjąłem telefon i włączyłem latarkę. Zszedłem po metalowych schodach i rozejrzałem się świecąc dookoła. To nie była piwnica taka jak w bibliotece taty. Znajdowały się tam wózki inwalidzkie, jakieś sprzęty, stare ubrania, meble. Było tam pełno pajęczyn i śmierdziało, nie podobało mi się to. Na środku stało lustro, podszedłem do niego. Był już tam jakby to określić alter Harry.
-Musisz się teraz obudzić Harry, powiedzieć o tej piwnicy...zdaję sobie sprawę, że nie wiesz gdzie jesteś ale tu jest twój tata, pomóż mu Styles...no dalej!-Krzyknął a cały świat zawirował. Poczułem szarpnięcie gdzieś w okolicach pępka i otworzyłem oczy biorąc głęboki oddech. Rozejrzałem się, byłem znów na komisariacie. Dookoła mnie stali ludzie. Mama, zastępca szeryfa, pani psycholog i hipnotyzer. Spojrzałem na zegarek wiszący naprzeciwko mnie. Chyba dość długo byłem w tym stanie. Około 4 godziny, czułem jakby to była chwila a jednak ta  chwila była czymś dłuższym.
-Harry słońce wiesz coś?!-Spytała moja rodzicielka ze łzami w oczach. Nie mogłem unormować oddechu więc wydukałem tylko.
-Piwnica! Wózki inwalidzkie, śmierć, ciemność, zimno...psychiatryk-Zakończyłem zalewając się łzami. Policjant wyszedł krzycząc, że wiedzą gdzie znajduje się mój ojciec. Zostałem z mamą, płakałem tak jak ona. Wszyscy mówili, że dobrze się spisałem. Nie mogłem zapomnieć o moim sobowtórze, nawet kiedy wróciłem do domu w głowie miałem obraz jego czarnych oczu.

poniedziałek, 13 października 2014

Jedna, dzika noc zmienia wszystko.

Autorka: SweetSiren19
Od tłumaczki: To tłumaczenie dedykuję Zuzce, która wysłała mi do niego linka. Przetłumaczyłam to ponieważ w internetach nie ma żadnego shota o Isaacu i Scott'cie z Teen Wolf przetłumaczonego na polski. No więc niech ma. Trochę się z nim namęczyłam lel ;_;
Pairing: Isaac Lahey & Scott McCall from Teen Wolf
Ostrzeżenia: Miłość dwóch mężczyzn, momenty 18+. Czytacie na własną odpowiedzialność.
Przepraszam za błędy, ale to mój pierwszy w pełni przetłumaczony i poprawiony shot <3
Opis: Scott ma trudne chwile po tym, jak Allison odchodzi od niego, ale Isaac  jest tutaj specjalnie dla niego.
________________
Scott szedł do klasy, gdzie zobaczył Allison rozmawiającą z Lydią. Minął miesiąc odkąd zerwali. Nadal go to bolało, szczególnie, gdy wyglądała na tak bardzo szczęśliwą. Ma już nawet nowego chłopaka ze starej szkoły, a on widocznie odbiera  ją później ze szkoły. Scott zaczął widzieć na czerwono (heee) i przez to zrobił spore zadrapanie na przypadkowej szafce. Czuł, że jego szpony sie wysuwają, lecz zmusił się na powstrzymanie i pobiegł do łazienki, nim zrobił coś, czego żałowałby później.
Isaac stał tylko kilka metrów dalej, słuchając, jak Erica rozprawia o nadchodzącej randce z Boydem,  gdy Scott przebiegł obok. Isaac potrafił wyczuć jego cierpienie i to go zmartwiło. Zapominając o Erice, Isaac podążył za Scottem do łazienki, słuchając jego przyspieszonego bicia serca i płytkiego oddechu.
- Scott...? Wszystko w porządku?
Scott zaciskał i rozluźniał swoje pięści.
- I'm fine (pomyślałam, że zostawię po angielsku, bo na pewno wiesz o co chodzi, a to zajebiście brzmi w oryginale :3 ) - warknął, a jego oczy przez chwilę zabłysły złotem. Próbował uspokoić swój oddech, ale nie potrafił wyrzucić JEJ ze swojej głowy. Wiedział, że próbuje go zranić. Była wszystkim, o czym mógł myśleć. Jego wzrok znów skupił się na Isaacu.
- I'm fine...  - oddychał trochę spokojniej, lecz nadal był zdenerwowany.
Twarz Isaaca przypominała, jak to opisywał Stiles minę "porzuconego szczeniaka". Miał rosnący pociąg  do drugiego wilka od czasu wścieknięcia się. (WTF?) Potrafił wyczuć napięcie bijące ze Scotta falami. Ostrożnie zbliżył się, kładąc uspokajającą dłoń na ramieniu Scotta.
- Jesteś pewny...? Nie wyglądasz zbyt dobrze...
Scott walczył ze łzami.
- Ona chce mnie zranić. Nie wiem co zrobiłem..., ale ona karze mnie za coś. - powiedział, a zdradziecka łza spłynęła mu po twarzy. Otarł ją pośpiesznie, stając się jeszcze bardziej zły na to, że płacze. Ale nie mógł nic na to poradzić. Był tak wściekły. Nie myślał, że może być tak wściekły, gdy ona nie pokazuje swojego szczęścia na jego twarzy. (To zdanie aka największa porażka w mojej karierze tłumacza... :/) Pochylił się do przodu i położył swoje czoło na ramieniu Isaaca.
Isaac przez chwilę był oszołomiony, a potem instynkt przejął nad nim kontrolę. Owinął jedno ramię na talii Scotta, a drugie wokół jego ramion, przyciągając go w ciasnym uścisku. Nienawidził tego, że ktoś tak silny i odważny jak Scott został doprowadzony do łez przez jakąś śmieszną dziewczynę. Czuł jak wściekłość rośnie w nim w siłę, gdy rozmyślał, o zranieniu Allison w taki sam sposób, jak ona raniła Scotta.
- Jest okay Scott... Jestem tu dla ciebie. Obiecuję, że nigdy cię nie zostawię, nawet jeśli mi powiesz, okay?
Scott pociągnął nosem i skinął głową. Zaczął przytulać się do Isaaca, gdy wszedł Jackson.
- O mój Boże wasza dwójka. Idźcie do pokoju. Ugh! - powiedział. Scott szybko odsunął się, jakby został przyłapany w łóżku z mężczyzną.
- Umm... uh... przepraszam za wilgotną koszulkę, Isaac. - powiedział, wycierając swój zakatarzony nos w rękaw.
Isaac rzucił piorunujące spojrzenie na Jacksona, czując - nie pierwszy raz - że mógłby udusić Jacksona gołymi rękami. Poświęcił swoją uwagę nagle nerwowemu Scottowi. Zarysował jego kark i lekko się uśmiechnął, spoglądając w dół na podłogę.
- Taa... To nie problem. W każdym bądź razie. Muszę, ummm, muszę dostać się do klasy... Zobaczymy się u Dereka... na wieczornym spotkaniu paczki..
Isaac wybiegł z łazienki tak szybko jak potrafił.
Scott wypatrywał Isaaca, będąc w szoku, że myśli tak szybko przelatują mu przez głowę. Po lewej miał czytelnię, lecz zdecydował się iść prosto i pójść do domu. Allison była w tej sali, więc wolał uniknąć widzenia jej. Pobiegł w stronę sali biologicznej, machając do Stilesa i Isaaca i ponownie skręcił.
Na zewnątrz wsiadł na swój rower i pojechał do domu tak szybko jak potrafił, aby przygotować się na spotkanie paczki, o czym całkowicie zapomniał.
Isaac siedział na biologii, próbując się skupić na monotonnym buczeniu nauczyciela lub żarliwej pracy, którą Stiles robił obok niego. Isaac nie potrafił się skupić na niczym, co nie było Scottem. Sposób, w jaki Scott wpadł mu w ramiona, sposób, w jaki pachniał... To było lekko niepokojące. Spojrzał w prawo w odpowiednim czasie i zobaczył Scotta biegnącego obok klasy. Kusiło go, aby za nim podążyć, lecz został tam gdzie był.
Dla jakiegoś nieznanego powodu Scott chciał wyglądać dobrze na wieczornym spotkaniu z przyjaciółmi. Założył na siebie parę czarnych jeansów bez dziur i białą koszulkę z wcięciem w kształcie litery 'v'. Następnie użył wody po goleniu. Robił to zawsze od czasu, gdy wyczuł je u Danny'ego, gdy pewnego dnia, próbował pokazać, kto jest nowym wilkołakiem.
Jego mama weszła do pokoju.
-Whoa, synu. Próbujesz mnie zabić? - spytała.
- Huh? - spytał Scott
- Pachniesz jakbyś wykąpał się w swojej wodzie po goleniu. Przystopuj następnym razem - powiedziała, uśmiechając się.
- Mamo, czy ja... uh... no wiesz... wyglądam dobrze? - spytał Scott nerwowo. Nie wiedział, co jest najważniejszą rzeczą, ale naprawdę chciał zaimponować tego wieczoru.
- Wyglądasz świetnie. Gorąca randka? - spytała.
- Nie. Po prostu zwykłe wyjście z przyjaciółmi. - odpowiedział Scott, przeglądając się w lustrze.
- W porządku - odpowiedziała Melissa i wyszła z pokoju zerkając podejrzliwie na syna.
Wlokąc się do starego metra z resztą przyjaciół z paczki, Isaac cisnął torbę na podłogę i zatopił się w jednej z ławek na metrze. Położył łokcie na kolanach i przejechał palcami po włosach. Wziął głęboki oddech, przygotowując się mentalnie do bycia obok Scotta przez co najmniej godzinę, albo dłużej, w zależności od tego, co powie Derek i Peter. Usłyszał miękki śmiech Erici i w połowie wyrównał nerwy, spoglądając na nią z wściekłością.
- Co cię tak śmieszy?
- Ty i tragedia nastolatków to ty i McCall - skomentowała, nawijając pasmo blond włosów na palec, zachowując się jakby to było powszechnie wiadome.
Scott dostał się do metra wraz ze Stilesem, gdyż Stiles zawsze był jego podwózką. Śmiał się z jego udawania Coacha Finstocka. Gdy tylko weszli, Stiles zajął miejsce obok Dereka prawdopodobnie poirytowany .... (za chuja nie wiem co tu wpisać jest "the ever living hell out of him"), a odkąd Erica była obok Boyda, Scott usiadł obok Isaaca. Uśmiechnął się z powodu kręconych włosów bety.
- Hello, sir. - powiedział, nie zdając sobie sprawy z tego, że ich nogi dotykały się, a jego ręka jest na biodrze Isaaca.
Isaac uśmiechnął się, zmarszczył nos i spojrzał pytająco na Scotta.
- Scott... co ty masz na sobie i czy wylałeś na siebie całą butelkę?
Uśmiechnął się do niego. Mógł zauważyć, że żartuje. Wiedział jaki przytomny Scott powinien być. Czując ciepło, jakie wytwarzało ciało Scotta, Isaac zrelaksował się i zapomniał o tym, co wcześniej mówiła mu Erica.
- Przepraszam. Chciałem dobrze wyglądać i pachnieć. - powiedział Scott uśmiechając się nerwowo. - Moja mama powiedziała mi to samo. To Armani. Czy naprawdę pachnę tak źle? - spytał.
- Nie nie nie! Są tylko...trochę... mocne to wszystko. Bardzo mi się podobają. - Isaac zarumienił się spoglądając w dół i zaczął skubać jedną z nitek w swoich jeansach, nie odsuwając się od Scotta. Próbował skierować swoja uwagę na Dereka rozpoczynającego mówić paczce o planach jego i Petera dotyczących odnowy domu Hale'ów.
Już raz Scott słyszał, że planują odbudować ten dom i okazał swój entuzjazm. Może w końcu będą mieli CIEPŁE miejsce do spotkań swojej paczki. Nitka na kolanie Isaaca zaczęła wkurzać Scotta, więc sięgnął w dół, mocno ją pociągnął i i ugryzł. Dźwięk jego zębów rozszedł się po pociągu.
Isaac spojrzał w dół na Scotta z lekko otwartymi ustami i zarumienił się jeszcze bardziej, gdy wszyscy ucichli i wgapiali się w nich.
- Ummm... dzięki Scott.
- Nie ma problemu. - powiedział Scott uśmiechając się krzywo. Rozejrzał się dookoła i zdał sobie sprawę z tego, że wszyscy się wgapiają. - Ummm... przepraszam? - zwrócił się do grupy przyjaciół. Stiles był jedynym, który szczerzył się od ucha do ucha i Scott chciał wiedzieć czemu.
Ercia poruszyła brwiami w stronę Isaaca i głośno się zaśmiała, a nawet Boyd zachichotał.
Peter wyglądał na rozbawionego, gdy stanął nieco za Derekiem.
Scott zauważył, jakie spojrzenie rzuca Isaacowi Erica. Przyłożył swoje usta niemal bezpośrednio na jego uchu.
- Czy coś przegapiłem? - spytał, traktując gorącym oddechem skórę wokół ucha Isaaca.
Isaac starał się powstrzymać dreszcz, który przebiegł wzdłuż jego ciała, nieświadomie przysuwając się do Scotta.
- Powiem ci później. Po spotkaniu. Derek wygląda jakby chciał okaleczyć i zabić nas obu...
Patrząc w oczy Alphy, może zobaczyć czerwoną obwódkę wokół normalnych, zielonych oczu.
Scott powrócił do patrzenia się na Dereka z zakłopotaniem wymalowanym na twarzy… machnął niezdarnie, a następnie położył głowę na dłoniach i spoglądał na Isaaca przez palce, zastanawiając się, dlaczego nagle stał się uroczy.'Czy Isaac może być nawet gejem? Czy ja jestem gejem?' rozmyślał. Zrobił zmieszaną minę w myślach. „Shit” – mruknął.
- Dobra ludzie, myślę, że to już wszystko. Możemy spadać. – zawołał Stiles i chwycił nadgarstek Dereka i pociągnął go ostrożnie. Uśmiechnął się do Scotta, klepiąc go po plecach.
- Ruszcie się. Biegnijmy! Już coraz bliżej do pełni… - wstając, podniósł ramiona do głowy, a jego koszulka podwinęła się, pokazując kawałek skóry. Scott spojrzał w to miejsce i oblizał dolną wargę.
- Uh, tak...biegnijmy... do lasu... z wami - Scott wyjąkał jak idiota. Powrócił do szukania Stilesa, który już sobie poszedł. Po prostu nie chciał wracać do domu pieszo. Spotkał oczy Isaaca i uśmiechnął się krótko.
- Gotowy?
Isaaca uśmiechnął się głupawo, czując się pewnym siebie.
- Uważasz, że możesz mnie pobić?
W jego oczach widniała figlarność, gdy oboje szli na zewnątrz stacji metra. Ich palce ocierały się o siebie. Isaac poczuł, jakby jego ciałem coś wstrząsnęło. 'Co to za uczucie? Muszę przestać marzyć, on jest nadal zakochany w Allison. Załap to w końcu Isaac!'
- Ścigamy się do grani?
Scott uśmiechnął się do siebie, gdy ich palce się o siebie dotknęły.
- Myślę, że mogę cię wziąć. - Scott uśmiechnął się głupkowato - Na uh... wyścig. Mogę wziąć cię na wyścig. Do diabła chcę wziąć cię na ten wyścig na grań. Ostatni jest sourwolfem! - powiedział i natychmiast wystartował.
Isaac stał w miejscu przez sekundę zanim wystartował za Scottem. Dogonił go śmiejąc się cicho.
- Oh wygrasz to!
Mogłoby się wydawać, że biegli godzinami, ale tak naprawdę biegli kilka minut. Gdy już zbliżali się do grani, byli ramię w ramię, więc Isaac chwycił Scotta, przewracając go i turlając się z nim dopóki Scott nie był na Isaacu.
Scott był zszokowany siłą, z jaką przewrócił go na brzuch i turlał się z nim. Spojrzał na twarz Isaaca i nie mógł nic poradzić na to, że zaczął się śmiać. Był oblepiony błotem i liśćmi. Użył swoich ubrudzonych dłoni aby wytrzeć błoto z ust Isaaca... a jego twarz była milimetry od jego ust. Umieścił dłoń obok głowy Isaaca i dotknął ziemi.
- Wygrałem - szepnął uwodzicielsko.
Isaac zaśmiał się pochylając się nad Scottem, nagle używając wszystkich sposobów, jakich nauczył go Derek, przerzucając Scotta na plecy i owijając jego ramiona wokół swojej głowy.
- Myśl o gorących rzeczach - uśmiechnął się. Jego usta były zaledwie kilka cali od ust Scotta. Chciał zmniejszyć dystans, ale bał się to zrobić.
Scott dołączył do paczki później, więc wiedział, że Isaac oszukiwał, używając umiejętności, jakich nauczył go Derek. Uśmiechnął się do Isaaca i podniósł jedną brew. ‘Pocałuj go. Tylko raz.’ Podpowiadał mózg Scottowi. ‘Jesteś dobry w tym co robisz. Będzie cię prosił, żebyś zaczął… wow jestem bardzo zarozumiały.’ – myślał Scott, gdy pochylił się i delikatnie umieścił swoje usta na ustach Isaaca.
Isaac zdrętwiał tylko na chwilę, następnie zatopił się w pocałunku.  Poczuł powódź ciepła w jego żyłach, gdy zbliżył się jeszcze bardziej do Scotta, tors do torsu. Jego dłonie przeniosły się na nadgarstki Scotta, aby spleść ich palce. Odsunął się aby mocno odetchnąć, jego oczy były zamglone przez zmieszanie i pożądanie.
Gdy Isaac odsunął się jeszcze dalej, Scott złapał oddech i szybko zamrugał.
-Cóż… to było coś nowego. – powiedział, jego palce wciąż były sczepione z palcami Isaaca. - To było nowe i miłe… i było dokładnie tym, czego chciałem. – powiedział z uśmiechem – Dziękuję.
- Proszę… Ja… Chciałem to zrobić już wcześniej… Cieszę się, że mnie nie uderzyłeś, ani nic.
Isaac przytulił jego głowę do siebie, jakby bał się, że go straci. Jego przyjaciel czuł się jakby ktoś zatopił nóż w jego sercu i je wykręcił. Usiadł delikatnie, patrząc w jaki sposób księżyc odbija się na skórze Scotta, a jego blask ukazywał pot na nim.
- Jesteś piękny… - wyszeptał.
Scott zachichotał.
- Nie potrafiłbym nigdy zranić twojej pięknej twarzy. A jeżeli ja jestem piękny… Potrzebujesz okularów. Jestem pokryty potem, błotem i czymś, co dziwnie pachnie. – wyjaśnił. – Ale dziękuję… jeśli tak uważasz. – skończył, podpierając się na łokciach.
Isaac zachichotał.
- Cóż nie zamierzałem nic mówić, ale już o tym wspomniałeś… - uśmiechnął się swoim „uśmiechem jednym z tysiąca” i pochylił się bliżej. – I nie potrzebuję okularów, żeby zobaczyć twoje wewnętrzne piękno – gdy skończył, złączyli swoje dłonie i położyli na sercu Scotta. – oraz to zewnętrzne.
Scott był zszokowany, że ktoś właśnie prawił mu komplementy. Allison nigdy tego nie robiła. Jego serce lekko przyśpieszyło.
- D-dzięki – powiedział. Jego głowa wciąż chwiała się momentami. Przyciągnął Isaaca do kolejnego pocałunku.
Jęcząc cicho w pocałunku, Issac owinął swoje ramiona wokół szyi Scotta, ciągnąc go jeszcze bliżej do siebie, czując jego rozgrzane ciało. W poczuciu odwagi, nieznacznie rozchyli jego wargi. Jego język delikatnie przyciskał usta Scotta.
Scott jęknął, gdy Isaac wcisnął język do jego ust i natychmiast mu na to pozwolił. Scott podniósł rękę i zaplątał palce we włosy Isaaca, lekko je ciągnąc.
Przerwał pocałunek i sapnął, odsłaniając swoją szyję w stronę Scotta i przyciskając się z powrotem do Scotta. Czuł, że coś ściska go od środka. Spojrzał w oczy Scotta, uśmiechnął się głupawo i szepnął do niego to samo, co pod koniec spotkania z przyjaciółmi.
- Czy masz mi coś do powiedzenia, skarbie?
- Umm… Pociągam cię? – powiedział, lekko zakłopotany czując, że w jego spodniach trwa właśnie park rozrywki.
Isaac zaśmiał się, całując go w czubek nosa, stykając ich czoła ze sobą.
- Cóż chciałbym wiedzieć, bo pociągam cię odkąd nasze oczy spotkały się w szatni… pamiętasz?
Scott skinął.
- Pewnie, że pamiętam. Po prostu nie wiedziałem, aż do teraz, kiedy wiem jak cię do siebie przyciągam. – przesunął się pod Isaac’iem. – Oczywiście.
Isaac przygryzł jego wargę, aby ukryć jęk, gdy Scott się pod nim przesunął. Pociemniały mu oczy, gdy ponownie uderzył ustami w usta Scotta. Ręce plątały mu się w jego włosach, przyciskając swoje wargi do Scotta.
Scott nie potrafił powstrzyma bardzo głośnego „O MÓJ BOŻE!” które od niego uciekło, gdy Isaac ocierał się o niego. Gwałtownie odchylił głowę do tyłu i zapewne gdyby był normalnym chłopakiem, wyszedłby z siebie. Wyciągnął rękę i przewrócił Isaaca tak, że teraz był pod nim i przycisnął go do ziemi, kładąc ręce koło jego głowy. Jego kły się wydłużyły.
Isaac sapał pod Scottem. Jego własna wilcza waleczność chciała się wyrwać, ale trzymał to pod kontrolą. Obnażył swoją szyję przed Scottem na znak uległości. Serce biło mu głośno w uszach.
Scott uśmiechnął się złośliwie, zbliżył się nieco do jego szyi i użył pazurów, aby rozerwać jego koszulkę na nitki. Niskie warknięcie opuściło jego gardło. Jeździł rękoma w górę i w dół jego ciała.
Isaac dyszał, jego oczy zaświeciły kolorem żółtym, gdy wygiął się w stronę Scotta. Jego kły rozpoczęły rosnąć, gdy zmieniał się w wilkołaka. Zaskowyczał, chcąc więcej. Przytulił się do Scotta, gryząc go lekko w ramię.
Scott uniósł swoje usta nad torsem Isaaca.
- Czego chcesz Isaac? – zapytał uwodzicielskim tonem. – Czym jest to, czego w tym momencie pragniesz najbardziej?
Isaac spojrzał w oczy Scotta i przełknął gulę w gardle. Scott wyglądał tak niewinnie i słodko, patrząc na niego tymi pięknymi, brązowymi oczami.
- Ja… ja chcę… ciebie, Scott. Całego ciebie. Na zawsze. Obojętne, czego ty chcesz, jestem twój, po prostu proszę Scott… - jego głos był ochrypły i pożądliwy.
Scott uśmiechnął się i boleśnie wolno odpiął guzik i rozpiął zamek jeansów Isaaca. Powoli ściągał je z jego ciała całując każdy cal, unikając najważniejszej części jego ciała. Zniżył swoją głowę liżąc wewnętrzną stronę jego uda i podrapując pazurami podbrzusze Isaaca.
- Scooott... zabijasz mnie! Proszę...
Isaac odrzucił głowę do tyłu. Kilka jego loków przykleiło mu się do czoła pokrytego potem. Wygiął się w łuk, próbując namówić Scotta, żeby go dotknął. Przejechał palcami po jego ustach, spotykając gorący pocałunek na nich.
Scott jęknął, wylizał sobie ścieżkę do ust Isaac'a, przygryzł jego wargę i zjechał głową z powrotem w dół. Chwycił jego bokserki i szybko je ściągnął. W końcu umieścił usta tam, gdzie pragnął tego Isaac, poruszając nimi nagle w górę i w dół po jego penisie.
Isaac spojrzał w dół na Scotta, palcami mocno szarpiąc jego włosy. Jego oddech stał się dyszeniem, a następnie dołączyły głębokie jęki. Uczucia, które przez niego przechodziły były niesamowite. Usta Scotta zaciśnięte wokół niego były takie ciepłe i ciasne.
Prędkość ruchów Scotta wzrosła i skończył się dławić, ale to go nie interesowało, ponieważ patrzenie na twarz Isaaca sprawiała, że chciał jednej i tylko jednej rzeczy... doprowadzić go do tak błogiego stanu, aby był zbyt słaby, by móc się poruszać. Przełknął Isaaca wgłąb swojego gardła, lecz później cofnął się, ponownie liżąc jego główkę i pchając usta z powrotem na niego.
Isaac niemal zawył z uczucia, jakie wysyłał mu Scott. Pociągnął mocniej za włosy Scotta, chcąc ostrzec go i pokazać, że nie chce skończyć w ten sposób.
-Scott... zaczekaj... nie, nie tak... ja.
Rumieniec zaczął ciemnieć jeszcze bardziej na jego policzkach, gdy spojrzał na Scotta.
Scott szybko się zatrzymał.
- C-co się dzieje? - spytał, zmartwiony tym, że Isaac zmienił zdanie. Lekko podparł się na rękach, aby nie naruszyć jego przestrzeni osobistej.
- Nie nie nie. Ja po prostu... nie chciałem... no wiesz, dopóki nie będziesz... we... mnie. - ostatnie słowa brzmiały jak mruczenie. Spojrzał w oczy Scotta, chcąc pokazać mu zaufanie i pragnienie, jakie czuł. Docierając do niego ponownie, zdjął mu koszulkę przez głowę i przejechał palcami w dół jego torsu. Scott odetchnął gwałtownie i skorzystał z okazji.
-OH! Chodziło ci o... w tobie... w tobie. Okay...już rozumiem - powiedział, jakby nad jego głową pojawiła się najjaśniejsza żarówka. Uśmiechnął się szeroko - Da się zrobić.
Isaac uśmiechnął się uwodzicielsko wodząc palcami w dół, do kolejnej partii jego torsu, podążając wzdłuż ścieżki włosków znikających za jego jeansami.
- Czy jesteś, no wiesz, pewny... co do tego Scott? Całkowicie? - palce Isaaca spoczęły na guziku w jego jeansach nie chcąc go do niczego zmuszać.
- Cóż, jesteś pierwszym facetem, z którym uprawiam sex, więc naprawdę nie wiem co mam robić, ale robię to nawet dobrze, tak myślę. Tak jestem pewien. - powiedział Scott, wstając i praktycznie zrywając z siebie spodnie. - Teraz, użyj tych pięknych usteczek, abyśmy mogli zacząć zabawę -  zażądał.
- Tak jest, sir. - odpowiedział Isaac z głupawym uśmieszkiem i zaczął całować jego podbrzusze, docierając do jego penisa i wracając do brzucha, aby zamoczyć swoim językiem okolice jego pępka tylko na chwilę, aby potem owinąć swoje usta wokół Scotta. Jego język jeździł po penisie, zbierając smak, jaki wytwarzał tylko Scott.
Scott odchylił głowę do tyłu, jęcząc głośno i chwytając grzywkę Isaaca w swoje ręce.
- O mój boże, Isaac. - mruknął. Zacisnął mocno oczy, a jego głowa odchyliła się tak, jakby była ledwo przyłączona do reszty ciała. - Mmmm - jęknął.
Isaac ssał mocniej, biorąc więcej i więcej Scotta do swoich ust. 'Huh, widocznie nie mam odruchu wymiotnego...' wypróbował swoją teorię, do swoich ust wziął całego penisa Scotta, ssąc mocno.
Scott przewrócił oczami i zakołysał się lekko.
- O mój boże, Issac. Tak bardzo... - przełknął ślinę - ...miło - skończył. Jego oddech stawał się bardzo nierówny i gdy był już blisko, postukał wielokrotnie Isaaca w ramię.
Isaac odsunął się od Scotta i spojrzał na niego w górę. Jego usta była czerwone i spuchnięte przez to, że były owinięte wokół penisa Scotta.
- Co to jest?
Scott nie powiedział ani słowa. Chwycił Isaaca za ramię, podniósł go z ziemi i przycisnął jego twarz do drzewa.
- Chcę być w tobie - warknął i wszedł w Isaaca bez żadnego przygotowania.
Isaac krzyknął w przyjemności łamanej z bólem, które przeleciały przez niego. Uczucie wypełnienia przez Scotta było niewiarygodne. Nie czuł czegoś tak niezwykłego. To tak jakby on i Scott byli dla siebie stworzeni. Jego paznokcie drapały korę drzewa, a druga ręka szukała dłoni Scotta, aby złączyć ich palce.
- O mój boże, Scott. Taki duży.. Taki idealny... - Jego głowa odchyliła się do tyłu na ramię Scotta. Przyszczypał go w ucho - Chcę, żebyś się poruszył.

Scott przygryzł bark Isaaca, aby stłumić głośny jęk, który opuścił jego usta, gdy wbił się szybko i mocno w Isaaca.
- Isaac. Miło. Ciasno. - powiedział będąc w stanie mówić tylko jedno słowo naraz. Jedna z jego dłoni była w dłoni Isaaca, a druga na jego biodrze, z pazurami wkopanymi w jego skórę.
Isaaac jęknął i zaczął odwzajemniać pchnięcia Scotta swoimi przeciwnymi pchnięciami, sprawiając, że Scott znajdował się głębiej i głębiej jego.
- Boże, Scott... tak blisko... proszę. - przesunął się, gdy trafił w miejsce, co sprawiło, że widział gwiazdy. Pisnął i spróbował ponownie odnaleźć usta Scotta.
Scott pochylił głowę i na chwilę spotkał usta Isaaca zanim znów szarpnął swoją głowę do tyłu.
-Isaac. Nie wytrzymam... już... dłużej. Ja zaraz... ja... - wyjąkał i owinął wolną rękę wokół penisa Isaaca i pociągnął brutalnie na kilka chwil.
Isaac zawył, a jego oczy zabłysły kolorem żółtym, gdy eksplodował zaciskając się na Scott'cie
- OH FUCK SCOTT! - jego pazury zatonęły w drzewie, a plecy przycisnęły się całkowicie do torsu Scotta.
Scott gwałtownie doszedł wewnątrz Isaaca, gdy jego mięśnie napięły się wokół niego.
- O MÓJ... ISAAC KURWA! - wykrzyczał Scott, gdy spiął się i rozluźnił przy plecach Isaaca, głęboko oddychając. Zaczął wychodzić ze swojego chłopaka, ale jego penis wciąż był wrażliwy, więc wypuścił miękki jęk i został w poprzedniej pozycji.
Isaac nucił cicho, prawie mrucząc, gdy poczuł, że wypełnia go ciepło. Chciał zostać tak jak był już na zawsze. 'Mój kochany' jego wilkołak mruczał, a Isaac dyszał. Odwrócił swoją głowę łapiąc usta Scotta w leniwym pocałunku.
Scott odwzajemnił pocałunek, policzył w głowie do trzech i wyszedł z Isaaca. Wydał dziewczęcy głos i bezsilnie upadł na kolana.
- O mój boże. - szepnął.
Isaac usiadł razem z nim czując, że sperma zjeżdża w dół po jego udach, położył się, przyciągając Scotta bliżej siebie. Położył swoją głowę na klatce Scotta słuchając bicia jego serca.
Scott pocałował jego czoło.
- Zgaduję, że jedna dzika noc zmienia wszystko, huh? - Scott zapytał na jednym wydechu. Nigdy nie męczył się zbytnio podczas seksu. W pewnym sensie polubił to uczucie.
Isaac zaśmiał się, gdy przytulił się jeszcze bliżej Scotta.
- Taa, Boyd będzie winien Erice 20 dolców... Powiedziała, że byliśmy czymś w rodzaju nastoletniej tragedii. Jesteś nieszczęśliwie zakochany w Allison, a mi tęskno do ciebie... Nigdy nie myślałem, że coś takiego może się wydarzyć.
Scott nagle spojrzał na Isaaca.
- Tęskniłeś za mną? - spytał. (to jest chyba coś w stylu "podobałem ci się?") - Wow.. cóż. Nigdy więcej tęsknoty. Teraz masz mnie. - powiedział uśmiechając się i przytulając bliżej Isaaca. Ziewnął i zamknął oczy.
Isaac wyszczerzył zęby, pochylając się nad Scottem i spoglądając na jego twarz zrelaksowaną w śnie. Jego uśmiech złagodniał, w miłosnym zadowoleniu. Położył swoją głowę w zagłębieniu szyi Scotta.
- Chyba cię kocham Scott'cie McCallu... - wyszeptał do nikogo.

sobota, 12 lipca 2014

(Nie)samotny w święta-Część II

Okej druga część (Nie) samotny w święta. Od razu ostrzegam, sceny 18+. Wiem, że i tak pomimo tego, że nie macie 18 lat - przeczytacie to. Jedni lubią gejowskie porno, inni gejowskie opowiadania, a jeszcze inni jedno i drugie...wy pewnie zaliczacie się do drugiego typu, ale nigdy nic nie wiadomo. Okej bez przedłużania-czytajcie sobie.
~~~

Czy to był sen? Czy to wszystko działo się naprawdę? Może to świąteczne omamy? Może Harry ma gorączkę? Jednak to nie może być żadne z tych. Styles faktycznie siedzi na blacie w swojej kuchni. Faktycznie całuje Louisa. Harry wplótł ręce w jego włosy, a nogi zaplótł na jego tali. Chłodne ręce Tomlinsona zabłądziły gdzieś pod bluzką młodszego chłopaka. Nagle cichy dźwięk rozległ się po kuchni. Styles nie był pewien czy to Lou jęknął mu w usta czy może to dźwięk czajnika obwieszczającego, że woda się zagotowała...jednak czajnik jest elektryczny.
-Louis...-Jęknął Harry kiedy usta  starszego chłopaka zjechały na szyję loczka. Lou zacisną ręce na tali swojego przyjaciela, uniósł go i ruszył do salonu. Nadal złączeni w pocałunku opadli na kanapę. Louis usiadł na młodszym chłopaku. Naparł swoim ciężarem na jego erekcję. Przez dom przeszedł przeciągły jęk Loczka. Louis zdjął bluzkę z przyjaciela. Uśmiechnął się widząc umięśniony tors Hazzy. Nachylił się chcąc językiem przemknąć przez powierzchnię ciała chłopaka. Na szyi Tomlinsona znalazła się ręka Stylesa.
-Chce ci się odwdzięczyć za spędzone razem świ...-Hazza nie zdążył dokończyć ponieważ dłoń Lou wpełzła pod jego dres. Z gardła młodszego wyrwało się przeciągłe ''oohh''. Niespodziewanie, kiedy Louis zdejmował z niego spodnie, Loczek położył dłoń na skroni chłopaka. Tomlinson zaczął bawić się gumką od bokserek Harry'ego. Dłonią masował wyraźne wybrzuszenie. Lou złapał gumkę w zęby i ściągnął niepotrzebną część ubioru aż do kostek. Jego oczom ukazał się stojący na baczność penis. Na twarzy Hazzy wykwitł rumieniec. Chłopak nagle się spiął. Boo Bear wyczuł to i uśmiechnął się niewinnie.
-Spokojnie Harry...nic na siłę, jeśli nie chcesz czegoś to po prostu powiedz - Miękki głos Tomlinsona doszedł do uszu loczka.
-Louis ja po prostu...Kocham cię - Wypalił chłopak i uciekł wzrokiem od oczu przyjaciela. Lou zaśmiał się i pocałował delikatnie Harry'ego w usta szepcząc ''Kocham Cię Curly''. Niepostrzeżenie starszy chłopak wszedł między nogi Hazzy. Kiedy język Lou dotknął wzwodu ukochanego słychać było przeciągły jęk. Ręce Curly'ego wplotły się we włosy Lou. Nadawał mu rytm. Dół, góra, dół, góra i tak w kółko... do szaleństwa.
-Mm...blisko-Wysapał Harry mocniej zaciskając dłonie. Kilka szybkich ruchów i doszedł. Louis chciał połknąć wszystko. Biały płyn został w prawym kąciku ust. Harry uniósł się na łokciach, przybliżył się do chłopaka i delikatnie zlizał nasienie z ust Louisa.
-Wesołych świąt młody-Zaśmiał się Boo Bear i poczochrał Loczka po włosach.
Zasnęli przy kominku w salonie na jednej kanapie nie martwiąc się o to, że rodzice jutro ich tak zastaną.

(Nie) samotny w święta-Część I

Okej! Let's Go!
Zaczynam od świątecznego shot'a. Co prawda mamy wakacje...tak to są chyba wakacje...zimno coś...ale wracając, mamy wakacje a jak to ja-nie śpię w nocy, więc sobie pomyślałam ''A no nudno mi tak, może coś napisze?''. Także najpierw opowiadanie trafiło do mojej przyjaciółki po czym ona wstawiła to na stronę ''Larry Polska'' (https://www.facebook.com/pages/Larry-Polska-/1450530561828894?fref=ts). Ludziom się spodobało, chcą więcej...zboczuszki kochane...także zaraz zabieram się za drugą część tego shot'a...a się rozpisałam.
Miłego czytania!
~~~

OPIS: Louis jest w 3 liceum, a Harry w 1. Przyjaźnią się od zawsze. W Klasie Harry'ego jest jeszcze Liam i Zayn, a Niall - w klasie z Lou. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. We wszystkich klasach nauczyciele zdecydowali, że uczniowie zabawią się w Mikołaja i kupią coś komuś, kogo wylosują.

W mieście czuć już świąteczny klimat i to nie ze względu na wygląd ulic, które były przystrojone od listopada, jak zawsze zresztą. Klimat wyczuwalny był w śniegu, który delikatnie spadał z nieba. Harry szedł właśnie obok sklepu ze świątecznymi prezentami kiedy przed samymi drzwiami wyrżnął orła do tyłu i wpadł w zaspę.
-Kocham śnieg-warknął sarkastycznie i wstał strzepując biały puch z szalika i czapki
Po doprowadzeniu się do porządku, Styles wszedł do środka sklepu. Dzwoneczki zawieszone nad drzwiami cicho zadzwoniły. Loczek rozejrzał się po sklepie i ruszył wzdłuż półek ze słodkościami
W klasowym losowaniu Harry trafił na Liama. Długo myślał nad tym, co może kupić przyjacielowi, jednak z braku pomysłu postanowił spytać Payne'a o to, co chciałby dostać jako prezent.
"Wymyśl coś, przecież mnie znasz". Taka odpowiedz niestety nie pomagała Stylesowi.
Chłopak długo chodził między półkami z różnymi rzeczami. W końcu trafił na dużego misia z napisem "Ho Ho Ho Merry Xmas". Hazza wziął miśka i po zapłaceniu za niego ruszył do domu.
Kiedy Loczek był niedaleko mieszkania, cholerny, oblodzony krawężnik musiał przeszkodzić mu w dojściu do domu. Jednak ktoś go uratował przed upadkiem. Harry poczuł przyjemny zapach lilii i wody kolońskiej.
-Dziękuję Lou-westchnął Loczek kiedy przyjaciel postawił go do pionu.
Starszy chłopak poprawił czapkę Stylesa, która opadła mu na prawe oko.
-Musisz na siebie uważać - Stwierdził Louis z uśmiechem. Loczek kiwną głową, jeszcze raz podziękował i poszedł do siebie. W domu jak zawsze był wielki bałagan. Wszyscy gdzieś się spieszyli. Harry poszedł na gore domu do siebie do pokoju, zapakował misia w pudełko i przyczepił ręcznie pisana kartkę "Wesołych Świąt, Liam". Wtedy do jego pokoju wszedł ojczym chłopaka.
-Harry przykro mi, ale w Wigilię nie będziemy mogli być w domu. Z mamą mamy pracę i nie zdołamy się wyrwać a reszta rodziny już się gdzieś rozjechała. Niestety zostaniesz sam - Harry znów usłyszał słowa, które towarzyszyły mu prawie każdego roku w czasie świąt. Pogodził się z myślą, że znów święta spędzi sam przy telewizorze.
Nadszedł długo oczekiwany dzień rozdania w klasie prezentów. Harry dostał prezent od pewnej dziewczyny - Jessie. Okazało się, że w środku jest sweter z reniferami. Loczek podziękował dziewczynie i poszedł do Liama, chcąc zobaczyć jego reakcję na ujrzenie misia. Payne wydawał się zaskoczony, ale jednocześnie zadowolony.
-Ej gadałem z Louis'em. Zaprosił nas wszystkich do siebie na wigilię-powiedział Zayn bawiąc się czerwoną wstążka z kokardką od prezentu.
-Jadę do babci - powiedział Liam opierając głowę na ręce.
-A ja nie obchodzę Wigilii, jednak rodzice nie pozwalają mi nigdzie wtedy iść-rzekł ze smutkiem Zayn, a po chwili spytał - A ty Hazza? Wybierasz się do Louisa? - Styles nie chciał iść do Tomlinsona. Na pewno będzie rodzina chłopaka, Harry czułyby się niezręcznie
-Nie mogę. Wigilię mam z rodziną - Skłamał i poczuł jak coś dotyka jego szyi. Po chwili na szyi była związana wstążka z kokardką. Cała trójka wybuchła śmiechem.
Kiedy Harry wrócił do domu zauważył, że nie ma domowników. Westchnął smutno i poszedł do pokoju położyć sweter. Przebrał się w luźne dresy i rozciągnięty, czarny t-shirt. Schodząc po schodach, marzył o kubku gorącej czekolady. Chciał też przeciąć wstążkę od Zayna, którą chłopak związał dość sprytnie tak, że Harry miał problem z jej rozwiązaniem, teraz pomyślał, że ją po prostu przetnie. Zapalił światło ponieważ zrobiło się już ciemno. Wszedł do kuchni i nastawił wodę w czajniku. Obrócił się i aż podskoczył z zaskoczenia. Za nim w progu kuchni stał Louis.
-H...hej - zająkał się Harry ignorując to, że jego puls przyspieszył - Jak tu wszedłeś?
-Nie zamykasz drzwi. Dlaczego nie mówiłeś, że spędzasz sam święta? - Spytał na wstępie Lou. Młodszy chłopak poczuł jak czerwienią mu się policzki.
-Tak jakoś...chcesz gorącej czekolady? - Spytał i po cichym "poproszę" staną na palcach, żeby dosięgnąć kubków w kwiatki. Materiał jego koszulki odkrył trochę plecy chłopaka. Harry poczuł przyjemny chłód na kręgosłupie. Paznokcie Louisa powędrowały po ciele młodszego chłopaka, a jego usta spoczęły na karku Hazzy.
-Ta wstążka wygląda jak obroża - wymruczał Tomlinson.
-No kto by pomyślał - Zaśmiał się nerwowo Harry. Czul wszystkie mięśnie przyjaciela przy sobie.
-Wesołych Świąt Harry - Szepnął Lou i posadził Stylesa na kuchennym blacie całując go w usta. Z pewnością dla obojga były to niezapomniane święta...